W ubiegły weekend
mieliśmy gości. Odwiedzili mnie babcia Beata i dziadek Zbyszek oraz dwie ciocie.
Odpoczęliśmy bardzo. Znów wybraliśmy się na wycieczkę do Durham. Czas minął
bardzo szybko i zanim się obejrzeliśmy, trzeba ich było zawieźć z powrotem na lotnisko…
Na szczęście wielkimi krokami zbliża się wyjazd na święta do Polski. Planujemy
zostać 2 tygodnie, ale może przedłużymy sobie urlop :q. Pobyt tylu gości był
dla mnie bardzo stymulujący. Jak tylko wyjechali zaczęłam krzyczeć „gdzie”. To
właściwie chyba moje pierwsze słowo. Gaworzę sobie co prawda od czasu do czasu,
ale teraz to właściwie „rozmawiamy”. Tata mówi „gdzie”, a ja powtarzam „dzie”,
lub „dzio”, zależy jak mi się uda ;q. Od pewnego czasu rodzice uczą mnie też
machać „papa” jak ktoś wychodzi, i czasami – jak mam humor – to pomacham.
2 tygodnie temu byliśmy
w szpitalu w celu pobrania krwi. Wizyta była udręką. Nie dość, że trzeba było
czekać godzinę, jak zawsze, to i tak po tym czasie okazało się, że nikt
kompetentny nie przyjdzie, ponieważ jest bardzo dużo nagłych przyjęć i wszyscy
są bardzo zajęci. Kilka osób próbowało pobrać mi krew, ale niestety z 12ml,
które były potrzebne, udało się pobrać tylko 2-3ml. Przy tym bardzo się
nacierpiałam i napłakałam. Niestety moje naczynka są już tak bardzo popękane,
że bardzo trudno jest pobrać ode mnie nawet małą ilość krwi. Mówiliśmy o tym
pani, która zaplanowała wizytę i prosiliśmy, żeby byli przygotowani, no ale
rozczarowaliśmy się… Nie wiemy kiedy znów będziemy mogli poświęcić dzień na
pobieranie krwi, bo tata i tak bierze dużo wolnego z pracy, a jest to bardzo
ważne, ponieważ większość potrzebnych próbek jest dla genetyków. A dopóki oni
nie zrobią badań, nie będzie decyzji odnośnie ewentualnej operacji wady serca.
Rodzice z uporem walczą
z tlenem. Przez ostatnie kilkanaście dni udaje mi się wytrzymywać większość
czasu na przepływie 0,4 litra/min. W Polsce nigdy nie byłam na tak niskim
tlenie, bo nie było nawet takich zaworów w butlach… Jutro idziemy się zapisać
do nowej przychodni. Bardzo nie chcieliśmy zmieniać lekarza, ponieważ pierwsza
pani doktor do której trafiłam była bardzo zaangażowana. Niestety osoba
odpowiedzialna za zarejestrowanie pacjentów była nam bardzo nieprzychylna i nie
chciała nas zarejestrować, ponieważ skończył mi się paszport. Tak naprawdę
powinna zarejestrować rodziców, a ja zostałabym przyjęta „na ich konto”. Szkoda
nam było lekarza, ale to nie była pierwsza sytuacja, gdy mieliśmy problemy w
tamtej przychodni, więc trzeba spróbować gdzie indziej.
Najgorsze, że będziemy
musieli powiadomić wszystkie placówki, z którymi mam do czynienia, a jest ich
sporo i w dodatku w Anglii przychodzi bardzo dużo korespondencji. Dostajemy
listy informujące o każdej zaplanowanej wizycie i podsumowania z odbytych
konsultacji, więc poinformowanie wszystkich o zmianie przychodni jest bardzo
ważne.
Tak na zakończenie
chciałam wszystkich poinformować, że po wielu tygodniach oczekiwania nareszcie
wyszła mi druga jedynka u góry. W ten sposób mam już wszystkie jedynki i
czwórki, jedną dwójkę i chyba piątkę, a następne w kolejce pchają się trójki i
kolejne dwójki.
NARESZCIE!! Maryśka goń tych Twoich rodziców do częstrzego pisania,bo zwariujemy nie mając żadnej informacji od Ciebie.Czekamy na Was i mamy nadzieję,że się zobaczymy.Twoje postępy są ogromne i bardzo się z nich cieszymy.Do miłego Jola i Wojtek
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam nadziei,
OdpowiedzUsuńwłasnego skrawka nieba,
zadumy nad płomieniem świecy,
filiżanki dobrej, pachnącej kawy,
piękna poezji, muzyki,
pogodnych świąt zimowych,
odpoczynku, zwolnienia oddechu,
nabrania dystansu do tego co wokół,
chwil roziskrzonych kolędą,
śmiechem i wspomnieniami.
Wesołych Świąt!