Ostatnio rodzice nie
dowierzają mojej wadze, ważę już 5300g!!! Jeszcze 4 kwietnia na bilansie
warzyłam 4930g, urosłam wtedy zaledwie 100g w 2 miesiące, teraz w 3 tygodnie aż
370g. Każdy kto mnie odwiedza dostrzega różnicę i mówi, że urosłam. Dodatki wysokokaloryczne
zdają rezultat.
Już jakiś czas temu
rodzice zaczęli konsultować się z lekarzami odnośnie wyjęcia rurki
tracheotomijnej. Założono mi ja po to, abym szybciej zeszła z respiratora,
tylko dlatego rodzice wyrazili zgodę. Lekarze zapewniali, że ten stan jest
czasowy. Jak się jednak okazuje, włożyć coś jest łatwo, ale potem wyjąć…hm…Nikt
nie chce się podjąć wyjęcia rurki u dziecka tlenozależnego i do tego z wadą
serca. Jeden z bardzo niemiłych lekarzy powiedział, że może w wieku 5-6 lat, uważa
on, że rurka, a co za tym idzie mowa, to najmniejszy problem. Inny powiedział,
że „rurka przedłuża życie tym dzieciom”…tylko co to znaczy „tym dzieciom”? Ja
mam wadę serca i uszkodzone płuca, ale jestem normalną dziewczynką, mogę
oddychać samodzielnie. Moje wady nie wskazują też na to, że mogłabym w przyszłości
nie mówić czy chodzić, choć na pewno będzie to znacznie później niż u moich
rówieśników. Niestety dopóki mam rurkę oprócz pojedynczych dźwięków ciężko
nauczyć mnie czegoś więcej, a na pewno w wieku 5-6 lat będzie już za późno,
ponieważ mózg moim własnym głosem musi być stymulowany dużo, dużo wcześniej.
Niektórym wydaje się, że jak mam już rurkę i tlen to nie da się mnie rozwijać,
wystarczy kochać, przytulać i nic więcej nie potrzebuję. Rodzice oczywiście się
nie zniechęcili pielgrzymkami do lekarzy i ich odmowami. Postanowili szukać
dalej. I w ten oto sposób trafili po raz kolejny na skarbnicę wiedzy w postaci
rodzica dziecka, które MIAŁO KIEDYŚ rurkę tracheotomijną i było tlenozależne. Było
to jakieś 8 lat temu. Dziewczynka również ma na imię Marysia. Rodzice tak samo
jak moi, nie chcieli już rurki, bo ona owszem ratuje życie, ale często w pewnym
momencie przestaje być potrzebna i trzeba ją szybko usunąć zanim np. zrobią się
zrosty. Takie przypadki się już zdarzały i niestety dzieci zostawały z rurkami.
Jak każde obce ciało w naszym organizmie rurka tracheotomijna generuje
wydzielinę. Rodzice muszą mnie odessać w momencie jak kaszlę, ponieważ
wydzielina zostaje w rurce. Oprócz wydzielin z moich płuc, tworzy się jej
więcej przez rurkę.
Mama Marysi
(dziewczynki, której udało się pozbyć rurki) powiedziała, że ona również
chodziła „Od Annasza do Kajfasza”. Ani Centrum Zdrowia Dziecka, które zrobiło
jej tracheotomię, ani żadne inne ośrodki nie chciały wyjąć rurki. W końcu
dowiedziała się od innych rodziców, że szansą jest szpital w Rabce-Zdrój. Tak
więc, po namyśle rodzice postanowili tam zadzwonić. Lekarz, z którym tata
rozmawiał był bardzo konkretny. Wysłuchał, że rodzice chcieliby wyjąć rurkę,
którą mam od sierpnia 2011, że od października jestem w domu i nie miałam
żadnych poważnych infekcji oraz że mam wadę serca. Lekarz bez zastanowienia
powiedział, że trzeba zrobić bronchoskopię, zabieg, który sprawdzi czy jest
możliwe wyjęcie rurki, czy od wielu intubacji nie doszło do zwężenia tchawicy.
Tata powiedział doktorowi, że jest jeden problem, bo jestem tlenozależna. On na
to, że to nie jest problem, bo tlen można podać maseczką lub kaniulami do nosa.
Taka odpowiedź bardzo nas ucieszyła. W związku z tym w przyszłym tygodniu,
chyba już we wtorek wyjeżdżamy do Rabki. Tam pobędziemy parę dni prywatnie, abym
się zaaklimatyzowała. Po długim weekendzie majowym, tj. w poniedziałek lub we
wtorek będę przyjęta na oddział. Rodzice bardzo się stresują, boją się jechać
do szpitala, ale innego wyjścia nie ma. Trzeba podjąć próbę wyjęcia rurki. Mamy
wielką nadzieję, że to się uda, a jeśli nie to na pewno klimat i czyste
powietrze w Rabce pozytywnie wpłynie na moje płuca. Wszystkich proszę o
modlitwę w tych decydujących dniach.
We wtorek była u mnie
p. Agata, terapeutka wzroku. Jak wszyscy dookoła, również ona zauważyła
niezwykle postępy w moim widzeniu. Stwierdziła nawet, że według niej radzę
sobie tak, jakbym miała trzeci, a nie czwarty stopień retinopatii.
Na koniec dodam, że w
najbliższą sobotę, tj. pojutrze idę z rodzicami na wesele. Po raz pierwszy w
moim życiu ;).
A więc powodzenia maleńka.
OdpowiedzUsuńI udanej zabawy weselnej:)
Cześć Maleńka
OdpowiedzUsuńRobisz się coraz większa i większa,zmieniasz z dnia na dzień.
Teraz czekamy na (tylko) dobre wieści z Rabki.
Maryśka ,pilnuj rodziców,żeby częściej pisali nam o Tobie.Wiem,wiem,nie mają czasu, ciągle coś się dzieje,ale...chociaż kilka słów.Fajnej zabawy na weselisku Skarbie!!Ciocia Jola
HHHHMMMMMm jestem pewna ze Marynia(pozwole sobie tak nazwac wasza slodka panienke)stawi czola wszystkim przeciwnosciom i wyrosnie na cudowna kobietke.
OdpowiedzUsuńBadz dzielna Maryniu
Widać po zdjęciach, że jesteś już większą dziewczynką. Oby Marysieńko tak dalej! :)Jeśli jest inna możliwość podawania tlenu niż przez rurkę i jest dla Ciebie odpowiednia to trzeba pomóc byś ładnie nauczyła się mówić. Trzymam kciuki za pozytywne wieści z Rabki. No i udanej zabawy jutro dla Was kochani. :)
OdpowiedzUsuńNo Maryniu, ja też czekam na więcej wpisów, bo to zbyt mało dla nas, którzy śledzimy Twoje postępy i modlimy się za Ciebie. Oby z tracheo się udało i wrócisz z maseczką, albo kaniulami. Kaniule pewnie wygodniejsze, bo zupełnie da się mówić bez ograniczeń, ale wszystko jedno. Oby tylko już rurki się pozbyć. Super, że jest taki lekarz, bo ja też znam wiele przypadków, w których łatwo było założyć rurkę, ale później nikt nie chciał zdjąć. Super, że tak ładnie przybierasz. Czy coś ze Stanów już przyszło? Może jeszcze gdzieś trzeba by próbować?
OdpowiedzUsuńPo wyjęciu tracheo może trzeba za serduszko się wziąć? Nie wiem jak jest z wadą Marysi, ale u nas wielkim wrogiem było nadciśnienie płucne, tak więc trzeba bardzo na to uważać.
Pozdrawiamy i pamiętamy w modlitwie.
Mam nadzieje ze wszystko się uda z całego serca życzę aby tak właśnie było.:)
OdpowiedzUsuń